Dziś, jako uzupełnienie poprzedniego wpisu mam dla Was małe uzupełnienie. Taki mini post, w którym nie będę się już rozpisywała na temat przepisów, przez które nie wykonuję już sesji typu akt z drona.
Wiadomo, możecie stwierdzić też, że skoro jest popyt na takie sesje, to powinnam też zdobyć odpowiednie uprawnienia i biegać po całej Polsce z dronem pod pachą. Prawda jest jednak taka, że traci się ten wspomniany już efekt zaskoczenia i prywatności. Przed lotem trzeba podać jego cel… Hmmm… Oczywiście, wykonanie zdjęć. Co jeśli jednak ktoś w “centrali” będzie bardziej dociekliwy? 🙂
Oczywiście jest to powód podany z przymrużeniem oka, jednak rozpisując zalety i wady takich sesji, niestety więcej jest tych in minus.
Prowadząc usługę premium zdjęć nie chcę też, aby klienci byli narażeni na jakiekolwiek nieprzyjemności. Niestety, ale każdy lot dronem jest rejestrowany i może być skontrolowany… Nie muszę chyba pisać jakie byłyby tego konsekwencje.
Akt z drona był naprawdę ciekawą propozycją dla wszystkich chcących zupełnie innych zdjęć z innej perspektywy. Pamiętam jak wybuchł boom na wszystkie zdjęcia z powietrza. Sama też tego zapragnęłam, jednak to była tylko kwestia czasu, zanim kolejne obostrzenia wchodziły na miejsce poprzednich coraz bardziej zaostrzając warunki.
Fakt faktem nie robiłam tylko zdjęć aktowych z drona. Robiłam różne – zdjęcia opuszczonych budynków, lasów, jezior, rzek. Urzekało mnie to, jak niektóre rzeczy wyglądają w oddaleniu. Paradoksalnie można było dostrzec więcej szczegółów na coraz dalszym planie.
Wiecie, idąc przy brzegu rzeki widzimy tylko to, co nie wykracza poza naszą perspektywę. Z góry natomiast widać wszystkie jej “zawijasy”. Tak samo z opuszczonymi budynkami – widzimy schody, piętra, dach, ale nie widzimy na przykład tego, że konkretny budynek powstał na planie figury geometrycznej lub krzyża.
A co z aktem z drona?
Tak jak pisałam – na pewno pozostanie na długo w mojej pamięci. Niestety, ale to też ostatni post o tej tematyce i z takimi zdjęciami. Pozostaje jedynie czekać 🙂